Męska kolacja marzeń nie jest skomplikowana: na dobry początek śledź, potem żurek lub kwaśnica. Na drugie dobry szaszłyk, potem golonka i żeberka.
Przedstawiamy siedem najciekawszych miejsc w Lublinie na taki wypad. Jak zwykle nasz wybór jest subiektywny, a kolejność barów i restauracji jest ułożona w porządku alfabetycznym.
Anuszik Grill Bar
Najsłynniejsza miejscówka na Czechowie. Dyskretnie schowana, z małym ogródkiem za lokalem. W środku duży grill, kilka stolików, koza, która grzeje zimą i drewno, które daje ogień. No i ten zapach szaszłyków. Kto raz zje, będzie wracał.
O ormiańskiej knajpce, prowadzonej przez Emmę i Gagika Melkonian, ormiańskie małżeństwo osiadłe w Lublinie, dowiedziałem się od Lecha Cwaliny z „Hades-Szeroka”, który jest fanem ormiańskiej kuchni. To on powiedział mi, że na ulicy Paderewskiego można zjeść horovac (szaszłyk), dolmę (gołąbki) i golonki przyrządzane przez Gagika, na które zjeżdżają się smakosze z całego Lublina. Jakość się potwierdziła. Ktoś powie szaszłyk, jak szaszłyk. W Anusziku liczy się także atmosfera. Tu można wytchnąć od obowiązków zawodowych i domowych, pogadać, poradzić się starszych.
A szaszłyk robi się tak: mięso pokroić na kawałki, wymieszać z solą i pieprzem, skropić octem, obłożyć plastrami cebuli. Odstawić na 24 godziny. Nabijać na szpadki, piec pół godziny nad żarem, polewając bulionem.
Grodzka 16
Smakosze jadą tu na jedno danie: niebywale dobrą golonkę z młodego prosiaka, duszoną w piwie miodowym. Co ciekawe, golonki sprowadzane są z Niemiec. Kruchości i soczystości mięsa opisać się nie da. Szef kuchni podaje ją z kartoflami i marynowanymi buraczkami. Coś pięknego.
Świetne są także żeberka w sosie barbecue, chyba najlepszym w mieście. Sos ma zapach wędzonki, kucharz robi go na bazie przecieru pomidorowego, octu, przypraw oraz brązowego cukru.
Grill Bar przy Witosa
Świetna golonka z grilla, pierwszorzędna kiełbasa z wędzarki i plastry szynki z rożna. Wybitne małosolne, kiszone i korniszony. Wsiadać i jechać na wyżerkę nie z tej ziemi.
Golonka od Pana Sławka zajmuje miejsce na lubelskim podium. Po pierwsze starannie dobrany produkt - od małych, lokalnych dostawców. Mięso jest pachnące, aromatyczne, nie trzeba go katować saletrą, żeby skruszało, ani przyprawami.
Po drugie: naturalne przyprawy do solanki, które dyskretnie doprawiają smak.
Po trzecie: gotowanie w rosole.
Po czwarte: grill opalany drewnem.
Po piąte: szef Sławek ma rękę i serce do golonki. Do golonki idą wyśmienite ogórki w kilku wersjach. Zgodnie z rytmem natury: najpierw małosolne, potem kiszone z beczki, potem dobrutkie małosolne.
Chata - karcma regionalna
Kultowy lokal. Wiejska chata w środku miasta. Muzyka na żywo, kelnerki w strojach regionalnych. Ciepło, klimat jak w domu, swojskie jedzenie. Dobry adres. Nic dziwnego, że ciągle trudno tam o miejsce.
Co warto zamówić? Śledzie na początek. Prawdopodobnie najlepszy żurek w mieście, podany w chlebie. Flaki pitraszone po polsku też dają radę. Hitem jest skwierczonka, aromatyczne mięso z cebulą.
Spróbujcie też pieczonej szynki z kartoflami, golonki i żeberek. Ale myli się ten, kto pomyśli, że to tylko chłopskie koryto. Jadłem tam Danie dziedzica: polędwiczki wieprzowe faszerowane piersią z młodej kury w borowikach. Do tego kartofle w mundurach i ogórek kiszony.
Zobacz także: Najlepsze restauracje w Lublinie według rankingu TripAdvisor
Hades Szeroka
W Hadesie zjecie tatara na kilka sposobów. Od klasycznego, przez świetny tatar po ukraińsku, a skończywszy na tatarze z grzybkami leśnymi.
Panowie lubią tu zadysponować cebulową, która stawia na nogi. Cebulowa jest dobra, bo Elżbieta Cwalina, właścicielka lokalu jest romanistką i zna się na francuskiej kuchni. Cebulową gotuje się według jej autorskiego przepisu.
Królową męskich eskapad jest w Hadesie golonka, której sposób przyrządzenia wymyślił Kazimierz Grześkowiak, autor słynnego przeboju „Chłop żywemu nie przepuści”
Pośpiech
Najpierw była w tym miejscu restauracja „Sportowa”. Sportowa, bo po drugiej stronie znajdowała się hala sportowa „Koziołek”, gdzie odbywały się mecze. I działało kino. W „Sportowej” podawano wódeczkę. A ponieważ to kolidowało ze sportem, zamieniono na bar „Pośpiech”, w którym klasa robotnicza mogła szybko zjeść posiłek, już bez wódeczki.
Choć zamiast piwa dają tam kompot, to smakosze organizują do „Pośpiechu” wyprawy tematyczne. Najpopularniejszym tematem jest ozorek w sosie chrzanowym. Zaraz potem wątróbka i gulasz z serc. „Pośpiech” to smaki, jakich na próżno szukać w innym miejscu. No bo gdzie jeszcze zamówić pierogi z dutkami (płuckami).
Przystań
Trwa w Lublinie niezmiennie i od lat. Zmienia się na lepsze, ale wyśmienita kuchnia polska jest tam cały czas. Za restauracją stoi własny zakład, produkujący wędliny.
Co zamawiamy? Zawsze na początek Trio śledziowe. Kelner przynosi 3 śledzie i 3 kieliszki. Śledzie są z cebulą, w śmietanie i na ostro. Ale koneserzy jadą tu na cynaderki; z patelni i w śmietanie. Najsłynniejsza gorąca przystawka, hit przedwojennego życia restauracyjnego w Lublinie, warta jest co najmniej 3 godzinnego posiedzenia.
Potem idzie barszczyk z kołdunami i słynne zrazy z kluseczkami, w sosie węgierskim. Ikona kuchni PRL-u zyskała w Przystani luksusowy sznyt.